Leopold Friedrich Dittmer był młodym lekarzem z Królewca, który przybył w 1827 roku do Brodnicy (ówczesnego Strasburga w Prusach Zachodnich), aby leczyć chorych. Kilka lat później musiał się zmierzyć z epidemią cholery. Jednak, zamiast zwiększać szanse na przeżycie swych pacjentów, doprowadzał do ich szybkiej śmierci. I nic dziwnego być może poza tym wydarzeniem nie byłoby w postaci doktora, gdyby nie fakt, że jego ciało zostało złożone w tajemniczej piramidzie, o której do dziś w brodnickich okolicach krążą niezwykłe legendy.
Zdolny lekarz i jego kontrowersyjne metody
Leopold Friedrich Dittmer urodził się w lutym 1797 roku w pruskim Królewcu. Jako młody chłopiec stracił ojca.
Kiedy skończył 10 lat, matka wysłała go do gimnazjum dla zdolnych dzieci w Berlinie. Następnie skończył 5-letnie studia dające mu wykształcenie lekarza-praktyka w armii.
Bardzo dobrze znał języki klasyczne, pracę doktorską z medycyny i chirurgii napisał po łacinie. Zasłynął z licznych publikacji – powielania porad znanych adeptów medycyny oraz własnych, często kontrowersyjnych metod leczenia.
Jedna z takich budzących wątpliwości i wiele kontrowersji metod opierała się na leczeniu sinicy u niemowląt poprzez kilkudniowe zmuszanie ich do intensywnego płaczu.
Inna znana, lecz delikatnie mówiąc, dyskusyjna metoda polegała na leczeniu wścieklizny mieszanką kichawca lekarskiego z octem i wodą, który jest stosowany jako skuteczny środek w leczeniu wszawicy i zwalczaniu pcheł.
Dittmer w Brodnicy i walka z cholerą
Doktor Dittmer przybył do Brodnicy w 1827 roku jako żonaty, mający dzieci trzydziestolatek. Stateczny lekarz, który utrzymywał się tylko z prywatnej praktyki, resztę pracy wykonywał charytatywnie.
Cieszył się uznaniem wśród mieszkańców Brodnicy i okolic. Obraz poczciwego, wesołego, niezwykle wykształconego, dostojnego i uczciwego mężczyzny popsuł ponoć jego romans z młodą dziewczyną o imieniu Rosa (Rozalka).
Szaleńczej miłości przeszkodzili rodzice dziewczyny, którzy pogardliwie potraktowali lekarza
z Królewca i kazali związać się córce z ich wcześniejszym wybrankiem, bogatym ziemianinem.
Ponoć posłuszna córka zrezygnowała z kontynuowania romansu z doktorem, lecz z rozpaczy na zawsze zamknęła się w zamkowej komnacie.
Kiedy w 1830 roku nieopodal Brodnicy wybuchła epidemia cholery, wszyscy wierzyli, że uznany lekarz im pomoże.
Stosowali się do rozpowszechnionych w postaci broszur zasad Dittmera, które miały bez pomocy lekarskiej, tylko dzięki „prostemu i uregulowanemu trybowi życia” zapobiec rozszerzaniu się epidemii.
Niestety cholera dotarła również do Brodnicy, a chorzy trafiali do doktora Dittmera. Ten podobno zamiast leków stosował mikstury własnej roboty, które nie leczyły, lecz zwiększały śmiertelność wśród pacjentów.
Szybko się rozeszły wieści o dziwnych metodach leczenia dr Dittmera. Do Brodnicy przybyła nawet specjalna komisja z Kwidzyna, która miała zbadać sprawę. Pruski urzędnik kazał pokazać lekarzowi miksturę, którą leczy pacjentów i wypić przelaną do kieliszka zawartość.
Dittmer nie przeżył tego eksperymentu, zmarł w konwulsjach, w wieku 33 lat.
Tajemniczy grób doktora
Ciało doktora Dittmera zostało ponoć pochowane głową w dół, gdyż uznano go za bardzo złego człowieka, który za swojego życia przyczynił się do śmierci wielu osób i posługiwał się szarlatańskimi praktykami.
Nagrobek w kształcie piramidy w miejscu pochówku do dziś znajduje się w brodnickim parku na terenie byłego cmentarza brodnickich ewangelików. Cmentarz zniszczono, teren rozjeździły buldożery, jedynie ten jeden, o tajemniczym kształcie nagrobek pozostał.
Na płycie nagrobnej znajduje się rzymskich łacińska inskrypcja-przesłanie: „Żyłem, jak ty żyjesz, umrzesz, jak ja umarłem. Tak ubiega życie. Żegnaj, przechodniu i spełnij swe zadanie”.
Niektórzy doszukują się powiązań osoby doktora Dittmera z lożą masońską. Przykładowo płyta nagrobna jest podzielona na trzy pola, które zawierają odpowiednio 5, 3 i 4 wiersze tekstu, co daje pierwszą tzw. trójkę pitagorejską.
Od wieków wolnomularstwo używało sznura o dwunastu węzłach do konstruowania kąta prostego.
Z tajemniczym grobem doktora, który przetrwał znaki czasu wiążą się miejscowe legendy
i opowieści.
Jedna z nich głosi, że kiedy zimą 1945 roku oficer Armii Czerwonej stanął przed pomnikiem i zaczął strzelać do płyty nagrobnej jak do tarczy, zły doktor dał o sobie znać. Pierwszy wystrzelony z pistoletu pocisk wbił się w tablicę, a drugi odbił od niej i trafił prosto w oko oficera.
Druga z opowieści, znana dobrze w miasteczku, donosi o tym, że pewien miejscowy pijaczek wsadził kiedyś palec w otwór po kuli i… wrócił już bez palca, bo „coś” mu go urwało.
Zdaniem brodnickich mieszkańców, przewodników wycieczek i nauczycieli historii sens tych wydarzeń odnosi się do pokuty – jeżeli ktoś zbliży się do grobowca-piramidy i narazi doktorowi Dittmerowi, tego spotka kara za grzechy lekarza, grzechy tych, którzy odebrali mu wielką miłość Rosy i za grzechy tych, którzy zniszczyli cmentarz.