POLSCY STYGMATYCY – LUDZIE NAZNACZENI RANAMI

stygmaty.jpg
Stygmaty fot.depositphotos.com

Stygmaty i ich fenomen w XX wieku stanowiły przedmiot wielu badań, którym sztab naukowców z całego świata poświęciły swój cenny czas. Ich zagadka pod względem naukowym wciąż pozostaje nierozwiązana, a wszelkie próby racjonalistycznych i naturalistycznych wyjaśnień kończą się fiaskiem. Mistyka i Boski pierwiastek wzięły górę. Oficjalnie mówi się, że liczba stygmatyków uznanych przez Kościół w całych swych dziejach wynosi ok. 350 osób. My Polacy także mamy swoich stygmatyków. O jednych świat słyszał mniej, a o drugich więcej…

Stygmat, czyli znamię

Słowo stygmat wywodzi się z języka greckiego, gdzie „stigmata” oznaczało znamię, piętno wypalane żelazem na skórze niewolnika lub przestępcy.

Dopiero w epoce średniowiecza terminem tym określano osoby wybrane przez Boga, naznaczone krwawiącymi ranami wprost z Męki Pańskiej (na głowie, boku, rękach i nogach).

W „Leksykonie mistyki” P. Dinzelbachera czytamy: „stygmaty – widzialne lub ukryte, trwałe lub okresowo powtarzające się (zwłaszcza w piątek, w Wielkim Tygodniu), boleśnie odczuwane pojawienie się ran Chrystusa na ciele.

W teologii zjawisko to ocenia się – w zależności od tego, co w ogóle można powiedzieć o życiu i postępowaniu stygmatyka – bądź jako charyzmat pochodzący od Boga, bądź jako zwykłą autosugestię”.

Naukowcy od lat poszukują odpowiedzi racjonalnie wyjaśniających fenomen stygmatów.

Psychiatrzy i psychologowie upatrywali w ich pojawianiu się problemów natury neurotycznej, histerycznych, hipnotycznych, wegetatywnych, a nawet rozpatrywali autosugestię i wizualizację nadjaźni.

Z racjonalnym wyjaśnieniem nie poradziła sobie również medycyna.

Bo niby jak wyjaśnić to, że rany pojawiają się wbrew woli, nie ulegają infekcji, nigdy się nie goją, znikają dopiero po śmierci, a za życia krwawią, chociaż znajdują się z dala od wielkich naczyń krwionośnych i do tego z ich wnętrza wydobywa się przyjemna woń?

Bo niby jak wyjaśnić brak widocznych ran (stygmaty wewnętrzne, ukryte) przy jednoczesnym odczuwaniu okropnego bólu?

Pasmo cierpień fizycznych i psychicznych

Brak racjonalnych wyjaśnień sprawił, że oficjalnie stygmatyzację zaczęto rozpatrywać w kategorii daru, który Bóg ofiarowuje człowiekowi, przeżywającemu głęboko cierpienia Pana i bezwzględnie się z Nim utożsamiającego, ofiarowującego własne cierpienia za grzechy innych ludzi.

Historia pokazuje, że życie stygmatyków nigdy nie należało do najłatwiejszych. Oprócz cierpienia  fizycznego muszą się zmagać z cierpieniem psychicznym, wynikającym ze społecznego naznaczenia, szykanowania, szydzenia i sceptycyzmu.

Prawdą jest, że dla przeciętnego zjadacza chleba stygmaty są czymś niezwykłym, co fascynuje i zadziwia.

Sam Kościół podchodzi jednak do tego z dystansem i dużą ostrożnością, co sprawia, że w całej jego historii być może zamiast tysięcy udokumentowanych przypadków stygmatyków mówi się (tylko lub aż) o liczbie ok. 350.

Część z nich wywodzi się z Polski.

Warto zaznaczyć, że różnym stygmatykom, także naszym rodzimym oprócz krwawiących ran na ciele towarzyszyło posiadanie innych, niezwykłych zdolności, takich jak np. mistyczne wizje, jasnowidzenie, proroctwa, bilokacja, lewitacja, a nawet obcowanie z duszami zmarłych…

Polscy stygmatycy

Wśród największych, a może najpopularniejszych polskich stygmatyków wymienia się prawie same kobiety. Co ciekawe, prawie 80% wszystkich stygmatyków to kobiety. Na polskiej liście znajdują się takie osoby jak:

Siostra Faustyna Kowalska uznana w 2000 roku za świętą – najpopularniejsza polska stygmatyczka. Dzięki jej wizjom i objawieniom powstał obraz „Jezu ufam Tobie”.  W swoim „Dzienniczku” opisywała doznania odczuwane w czasie każdej piątkowej modlitwy.

Okropny ból w rękach, nogach, boku i na głowie powtarzał się regularnie każdego tygodnia oraz w Środę Popielcową i wówczas, gdy Faustyna mijała kogoś, kto nie pozostawał w stanie łaski

uświęcające.

 

Zdaniem niektórych lekarzy, tak jak np. psychiatry i prof. KUL Jerzego Strojnowskiego, siostra Faustyna Kowalska wcale nie była stygmatyczką, lecz cierpiała na cyklofrenię, w której podstawowymi objawami są naprzemienne napady depresji i hipomanii oraz halucynacje.

Jadwiga Bartel – urodziła się w 1911 roku w małej wsi koło Torunia. Pierwszych stygmatów doświadczyła w wieku 39 lat. Objawiony Chrystus poprosił ją o modlitwy za grzeszników, a w zamian obiecał jej dary łaski.

Niedługo po tym wydarzeniu na czole Jadwigi pojawiły się krople krwawego potu. Następnie w każdy piątek kobieta krwawiła z ran na dłoniach, nogach i w boku.

 

 

Co ciekawe, w pokoju stygmatyczki wisiał obraz Matki Boskiej, który płakał krwawymi łzami, podobnie jak znajdująca się przy jej domu figurka Maryi.

Wszystkie te rzeczy przestały mieć miejsce zaraz po śmierci kobiety, która nastąpiła w 1933 roku.

Katarzyna Szymon ­– urodziła się w 1907 roku niedaleko Pszczyny w biednej, wiejskiej rodzinie. Była prostą, zwykłą, niewykształconą dziewczyną.

Trudniła się pomocą na różnych gospodarstwach.

W Wielki Piątek 1946 roku nagle z oczu Katarzyny zaczęły płynąć krwawe łzy. Krew kapała także z boku, dłoni i nóg. Na czole pojawiły się ślady niczym po zdjęciu korony cierniowej.

 

 

Świadkowie donosili także o tym, że pewnego na jej ustach spoczęła hostia prosto z nieba.

Kobieta twierdziła, że wielokrotnie porozumiewała się z duszami zmarłych, np. duszą ojca Pio. Miewała także różne wizje w czasie, których potrafiła mówić przeróżnymi językami.

Zmarła w 1986 roku. Oficjalnie nigdy nie została uznana przez Kościół katolicki za stygmatyczkę,
a nawet nazwano ją „fałszywą wizjonerką”.

Marianna Marchocka – urodziła się w 1603 roku. Pochodziła ze szlacheckiej rodziny. W wieku 17 lat wstąpiła do klasztoru Sióstr Karmelitanek Bosych. Spisywała wszystkie swoje mistyczne przeżycia.

Kobieta posiadała dar bilokacji, a swoimi modlitwami mogła zdziałać cuda. Stygmaty została obdarzona na krótko przed swoją śmiercią.

 

 

Zmarła w 1651 roku, a jej relikwie znajdują się w klasztorze Sióstr Karmelitanek Bosych w Krakowie.

Wanda Boniszewska – urodziła się w 1907 roku. W wieku 18 lat wstąpiła do zakonu bezhabitowego Zgromadzenia Sióstr od Aniołów w Wilnie.

Pierwszych stygmatów doświadczyła w 1934 roku w Wielki Czwartek. Podobnie jak u Katarzyny Szymon na jej ciele pojawiły się krwawiące rany, lecz Boniszewska dodatkowo miała siniaki i ślady pobicia.

Stygmaty pojawiały się nieregularnie, najczęściej w czwartek i piątek w okresie Wielkiego Postu.

 

 

Świadkowie donosili, że Boniszewska miała także dar uzdrawiania oraz przepowiadania przyszłości. Ponoć potrafiła również lewitować, odmawiać jedzenia przez kilka miesięcy i przenosić na siebie choroby innych.

W 1950 roku wojska sowieckie aresztowały kobietę za ukrywanie szpiega. Była torturowana w więzieniu. Następnie umieszczono ją w szpitalu psychiatrycznym, gdzie jej dar stygmatów powoli zanikał, aż po krwawiących rana pozostały tylko blizny.

Po wojnie mieszkała w domu swojego zgromadzenia.  Tam też zmarła w 2003 roku.

Dorota z Mątowów – urodziła się w 1347 roku. Jako sześcioletnia dziewczynka otrzymała pierwsze, niewidzialne stygmaty, które przejawiały się regularnymi, okropnymi bólami dłoni i stóp. Następnie pojawiły się wizje Chrystusa.

Dorota pragnęła wstąpić do zakonu. Jednak jej rodzice mieli inne plany na życie córki. Gdy miała 16 lat, wydali ją za mąż za 36-letniego mężczyznę. Kobieta urodziła mu 9 dzieci.

Życie jej nie oszczędzało. Mąż źle ją traktował, znęcał się nad nią, zabraniał uczęszczać na mszę i pomagać potrzebującym.

 

 

W wyniku epidemii cholery zmarło im ośmioro dzieci. Dopiero po tej tragedii mąż Doroty zmienił swe nastawienie, zrozumiał popełniane błędy i nawrócił się.

Gdy umarł, kobieta udała się do Kwidzyna, gdzie ubłagała biskupa, aby ten zezwolił na jej dobrowolne zamurowanie w celi przylegającej do prezbiterium kwidzyńskiej katedry.

Spędziła w niej 14 miesięcy, podczas których jej jedynym kontaktem ze światem były trzy maleńkie okienka, służące do podawania przyjmowanej codziennie Komunii Świętej oraz od czasu do czasu odrobiny jedzenia. Ponoć w tym okresie jej stygmaty dokuczały jej ze zdwojoną siłą. Zmarła
w 1394 roku.

Wanda Malczewska – urodziła się w 1822 roku w Radomiu. Była ciotką malarza Jacka Malczewskiego, ale przede wszystkim czynną działaczką kościoła.

Bardzo lubiła pomagać biednym i głosić wiarę w Boga. Przepowiedziała „Cud nad Wisłą” z 1920 roku.

Jej wewnętrzne stygmaty doskwierały jej najbardziej w Wielki Piątek. Z bólu aż traciła przytomność.

 

 

Malczewska oprócz wizji przyszłości i stygmatów miała także objawienia. Wówczas spotykała Chrystusa, który m.in. powiedział jej, jaki jest najcięższy grzech popełniany przez ludzi (grzech rozpusty).

 Stefan Gwiazda – był zwykłym rolnikiem z okolic Ostrołęki. W 1990 roku po raz pierwszy doświadczył objawienia Matki Boskiej. Następne pojawiały się już regularnie. W

każdym objawieniu mężczyzna otrzymywał orędzie dla ludzkości m.in. na temat popełnianych przez ludzi grzechów.

Zgodnie z wolą Maryi niedaleko swojego domu, w miejscowości Wykrot postawił kościół, który stoi tam do dziś.

 

Gwiazda był również wizjonerem, przepowiedział np. zmiany klimatyczne, które dosięgną świat. Pierwsze stygmaty otrzymał w 1995 roku.

Krwawiące, bolesne rany na dłoniach, stopach i boku pojawiały się w każdy piątek i wydzielały przyjemny, kwiatowy zapach.

Mężczyzna zmarł w 2002 roku, a kościół niestety nigdy oficjalnie nie uznał go za prawdziwego stygmatyka.

Stygmaty wciąż pozostają zagadką, pewnego rodzaju łaską, która sama w sobie, w swej naturze jest po prostu… nadzwyczajna.

WSPARCIE NIEZALEŻNYCH PORTALI

Komentarze