Kalifornijska Dolina Śmierci. Trochę daleko, bo aż w Kalifornii, jest miejsce, które warto zobaczyć, chociaż panują tam wysokie temperatury, a wilgotność powietrza wynosi średnio około 1%. Jest to Dolina Śmierci na pustyni Mojave w południowej części stanu Kalifornia. Najwyższa zanotowana tam temperatura wynosiła 56,7°C. Do tego w 1933 roku ogłoszono ją narodowym pomnikiem USA, a w 1994 roku parkiem narodowym. Czy warto tam pojechać, przekonajcie się o tym sami…
Skąd się wzięła nazwa Dolina Śmierci?
Dolina Śmierci to bardzo gorące, suche i jedno z najniżej położonych miejsc na Ziemi, ale też jest doliną, która jest w ogóle nieprzyjazna dla osób, które chciałyby tam zamieszkać, jak i również dla osób tam podróżujących.
Zimą 1849 roku grupa osób, która kierowała się na wybrzeże kalifornijskie, postanowiła skrócić sobie drogę.
Nie chcieli iść przez góry, którędy droga była o wiele dłuższa.
Zdecydowali się przeprawić się przez pustynię.
Niestety decyzja ta prawie kosztowała ich życie, ale że była wtedy zima, to nie zabił ich upał.
Mogli pić wodę z kałuż ze śniegu, których i tak było niewiele.
Na skraj pustyni dotarli po miesiącu podróżowania przez pustynię, którą nazwali Doliną Śmierci, czyli Death Valley.
Dodatkowo jedna z tych osób znalazła tam kamyk, który okazał się być srebrem i wtedy ludzie zaczęli odwiedzać Dolinę i poszukiwać drogocennych kamieni.
Było tam nie tylko srebro, ale również złoto, miedź i inne minerały, a kiedy złoża się wyczerpały, ludzie zaczęli stamtąd odchodzić.
Atrakcje turystyczne w Dolinie Śmierci
Najbardziej ciekawe i warte uwagi atrakcje turystyczne tej Doliny to Racetrack Playa, a jest to wyschnięte słone jezioro, które znane jest z wędrujących kamieni, których zbadanie zabrało wiele lat.
Kolejną atrakcją jest Zamek Scotty’ego – willa nazwana tak na cześć hochsztaplera, który ją sobie przywłaszczył.
Znajduje się na północy Parku Narodowego Dolina Śmierci.
Nie można również ominąć Artist’s Palette, a jest to grupa skał, które znajdują się w centrum Doliny Śmierci i mienią się przepięknymi kolorami.
Do ich powstania doszło w wyniku utleniania różnych związków chemicznych.
Badwater to kolejny punkt na liście miejsce tam do zobaczenia.
To wyschnięte jezioro, które leży 85 m poniżej poziomu morza.
Jest on warte uwagi, ponieważ jego dno pokryte jest regularnymi sześciokątnymi płatami solnymi, których bok może mieć nawet 2 m długości.
Nie można też zapomnieć o Devil’s Golf Course, a jest to duży fragment dna doliny, który jest pokryty kilkunastocentymetrowymi bryłami, które są mieszaniną ziemi i soli.
Mają one kształt stożków i są bardzo twarde.
Jeszcze warto zwrócić uwagę na Ubehebe Crater, czyli duży krater wulkaniczny, który ma głębokość 237 metrów i może mieć od 2 do 7 tysięcy lat.
Wędrujące kamienie
W tej Dolinie Śmierci jest jedno niezwykłe zjawisko, jakim są tzw. wędrujące kamienie, a znajdują się one na dnie wyschniętego jeziora Racetrack Playa.
Wędrują zarówno małe, jak i duże kamienie, które zostawiają na dnie doliny wyżłobione ślady o długości od kilku do kilkudziesięciu metrów.
Są tam również kamienie, które podróżują w parach i wtedy zostawiają za sobą idealny ślad, jakby przejechały tamtędy koła samochodu.
Wiatr osiąga tam prędkość do nawet 160 km/h, ale i tak trudno uwierzyć w to, że ponad 100 kilogramowe kamienie mogłyby się przesuwać pod siłą wiatru.
Jest tam jeden kamień, który nazwano „Karen”, a waży on 320 kg i samotnie wędruje po dnie wyschniętego jeziora.
Ciekawostką jest fakt, że wszystkie te kamienie poruszają się w jednym kierunku, a ich drogi zbliżają się lub oddalają od siebie.
Naukowcy próbują również dowieść, jak takie wielkie głazy mogą same z siebie zacząć się poruszać.
Latem 2010 roku NASA wysłała grupę ludzi do zbadania tego tajemniczego zjawiska.
Naukowcy sporządzili mapy, pobrali próbki, zainstalowali czujniki i niestety nie udało się im odkryć, dlaczego kamienie się poruszają.
Jednak niewiele lat później tę zagadkę udało się rozwiązać naukowcom, którzy osobiście widzieli, jak kamienie ruszyły w drogę i pozostawiały ślady.
Ich raport został opublikowany w piśmie „PLOS”.
Nawet udało im się udokumentować ten ruch.
Naukowcy doszli do wniosku, że przyczyną tego ruchu jest bardzo cienka warstwa lodu, a także wiatr.
Bardzo rzadko też nocą temperatura spada tam poniżej zera stopni Celsjusza wtedy na wodzie tworzy się cieniutka kra.
W związku z tym nawet lekki podmuch wiatru kruszy ją i nią porusza, a ona zaś pociąga za sobą kamienie, które są toczone przez lód.
Jednym z autorów odkrycia jest planetolog z Johns Hopkins Unversity – Ralph Lorenz.
Zaczął się interesować tym zjawiskiem w 2006 roku, kiedy to NASA wysłała go w Dolinę Śmierci.
Zaczął od różnych pomiarów, ale nic nie dostrzegł.
Potem do badań przyłączyli się Richard Norris – oceanograf ze Scripps Institution of Oceanography w La Jolla i jego kuzyn – Jim Norris, który pracuje w firmie elektronicznej w Santa Barbara.
Wtedy to dołączono pomiary satelitarne, a do niektórych kamieni, w wydrążone dziury, włożyli odbiorniki GPS, które miały się uruchomić, gdy kamienie się poruszą.
I po pewnym czasie udało im się dostrzec ruch kamieni, ale też wszystko mają udokumentowane, a kamienie poruszały się z prędkością 5 cm na sekundę.